[Fan fiction: Harry Potter, nowe pokolenie]
Noc Duchów jest super. Naprawdę. Pod
warunkiem, że jest się maksymalnie na czwartym roku. Hogwart ma świetny klimat,
idealny dla tego święta, dynie prezentują się wspaniale, a panoszące się
wszędzie duchy potrafią przyprawić o dreszcz. Ale po sześciu latach to robi się
nudne. Gryfoni (i jeden Ślizgon z przypadku) z szóstej i siódmej klasy czekali
właściwie tylko na wyżerkę. Bądźmy szczerzy. Jedzenie w Hogwarcie mają
przepyszne.
Zazwyczaj wesoła ferajna rozwaliła się na
fotelach przy kominku w pokoju wspólnym i marnowała popołudnie.
– Jaak mi się nic nieee chcee – zawyła
śliczna Lily Potter, która siedziała w poprzek fotela i machała stopami w
różowych skarpetkach przed twarzą swojego brata, Albusa. – Czuję się jak
gumochłon.
– Znam to uczucie – przytaknął Albus,
półleżąc na kanapie i bawiąc się okularami. – Ostatnio byłem tak bardzo do
niczego, kiedy przegrałem zakład i musiałem prać ręcznie skarpetki Jamesa.
Siedząca na dywanie w swojej truskawkowej
piżamie Rose Weasley prychnęła, co można uznać za coś na kształt śmiechu. Lily
zamierzała właśnie zrobić bratu wykład, że to kompletnie inny rodzaj
gumochłoństwa, ale przerwał jej zajmujący miejsce obok Albusa Hugo:
– Nie mogę tak siedzieć – wydyszał i
uniósł się na sofie. – Muszę coś zrobić. Może chociaż wytniemy jeszcze jakiś
numer? Zdążymy coś przygotować.
Słysząc to, Rose się położyła.
– A może uczcimy ten dzień w sposób
gumochłonowy? – zaproponowała z twarzą w dywanie. Milczący dotąd Scorpius
Malfoy ją poparł:
– Tak, wszyscy przebierzmy się w piżamy i
połóżmy na dywanie. – Zamyślił się na chwilę. – Albo nie, bo będę musiał w tej
piżamie wracać przez cały zamek.
Nikomu nawet nie chciało się go
uświadamiać, że może się przebrać w wieży Gryffindoru.
Takie nicnierobienie było zarezerwowane
dla wyjątkowo upalnych letnich dni, kiedy można tylko leżeć nad brzegiem
jeziora i przez cały dzień obserwować chłopaków drażniących wielką kałamarnicę.
Noc Duchów zasługiwała na szczególne traktowanie, ale już od dłuższego czasu
zgraja popadała w coraz większe lenistwo. Od czasu do czasu potrafili się
zdobyć tylko na odrabianie zadań domowych. Nawet Rose nie przykładała się
ostatnio do nauki. Przyczyna tego stanu mogła leżeć w groźbie niedługich
egzaminów i, o zgrozo, DOROSŁOŚCI. Można, a nawet należy przypuszczać, że
strach przed tym po prostu ich paraliżował. Oczywiście, Lily i Hugo mieli
jeszcze rok wolności. Oni są po prostu leniwi z natury.
Pewnego wieczora, kiedy Rose pociła się
nad wyjątkowo trudnym esejem dla Slughorne'a, Albus postanowił go nie pisać,
tylko użalać się nad sobą.
– Ja nie zdam – zaczął optymistycznie. –
Zostanę czarną owcą. Matka mnie przeklnie. A potem spłonę na stosie.
– Nie dramatyzuj – pocieszyła go Rose. –
Tatuśkowie nawet nie podeszli do OWUTEM-ów i robią za grube ryby w
ministerstwie.
Albus uniósł brew i spojrzał na nią
wymownie.
– Och, no dobra – przyznała, odkładając
pióro. – Może my też pokonamy jakiegoś beznosego dziadka, to też nie będziemy
musieli tego pisać?
Albus nadal na nią patrzył.
– Merlinie, jaki ty jesteś wnerwiający –
wymamrotała. – Czym ty się martwisz w ogóle? James zdał bardzo dobrze, a ty
sobie nie poradzisz? Ty tu jesteś mózgowiec przecież.
To mu bardzo poprawiło humor i nie wracali
już do tego tematu. Czasem tylko słyszała, jak mamrocze nad książkami
"James dał radę, to ty też. Skup się!".
Odkąd Noc Duchów przestała ich fascynować
sama w sobie, starali się ubarwiać nieco ucztę. Zaczęło się niewinnie, jeszcze
za niepodzielnych rządów Jamesa, kiedy byli mali i smarkaci. Włamali się do
kuchni i dosypali przypraw do soku dyniowego. Klasyk, ale mina profesor
McGonagall po wypiciu ich specjalnej wersji soku to bezcenne wspomnienie.
O tak, James Syriusz Potter zdecydowanie
ich wszystkich zdemoralizował. A matki tak się modliły, żeby to się nie stało.
Z roku na rok ich wyczyny były coraz
bardziej karkołomne, a w zeszłym roku zaangażowali do akcji nawet Slughorne'a.
Nie mówi się o tym, co się działo, ale wierzcie mi. To wydarzenie zmieniło
wszystkich na sali.
I tak się stało, że James przestał wieść
prym nad młodymi szczeniakami. Ale nie martwcie się. Kółeczko jego wiernych
fanek nigdy nie zmalało, wręcz przeciwnie. I wydaje się, że jego też to nie
martwiło.
W tym roku wszyscy w szkole drżeli na
myśl, co też znowu wymyślą "ci od Slughorne'a" (jakby nie wiedzieli,
kto to zrobił), ale oni nic nie wymyślili. Po prostu od dobrych dwóch godzin
tak leżeli na tych kanapach.
Ktoś zasłonił im widok palącego się ognia,
więc mimowolnie spojrzeli. Niski, niższy niż Rose (wyczyn, serio), chłopak w
powycieranych i poplamionych farbą spodniach trzymał w ręce paczkę jakichś
chrupek z tej wzorowanej na Weasleyów gałęzi miodowego królestwa (etykieta
głosiła, że skutki uboczne to brak skutków ubocznych) i gapił się na nich z
niedowierzaniem.
– Riley, słońce, rusz kuperek, bo mi
światło kradniesz – poprosiła niespodziewanie żywotnie Lily. Nie posłuchał.
– Co tu się...
– Nic, nie widzisz? – warknęła Rose. –
Kontemplujemy sens życia.
– Lepiej mi powiedz, Weasley, jaki masz
plan na dzisiaj. I czemu masz na sobie piżamę. – Zmierzył ją Riley. Miał
niewesołą minę.
– Nie mam planu. Tak ich wszystkich
zaskoczę! – zawołała wesoło.
– Weasley – zaczął dyplomatyczne Riley.
– Roger – przerwała mu Rose tym samym
tonem i zaraz go zmieniła na bardziej
gumochłonowaty. – Daj mi spokój, przygłupie. Odpoczywam. Zrobiłam wszystkie
lekcje na poniedziałek, mam fajrant.
– Ej, gdzie jest Hugo? – odezwała się
nagle Lily, rozglądając się. Wszyscy popatrzyli po sobie. Rose wzruszyła
ramionami.
– Jeśli o mnie chodzi, to nie tęsknię.
I wyrwała Rileyowi chrupki.
– Osobiście nie radzę jeść zielonych –
ostrzegł lojalnie Scorpius, a Rose uważnie przyjrzała się różowej kulce,
wzruszyła ramionami i wyrzuciła do ust. Lily patrzyła zdegustowana.
– Nie patrz tak na mnie, mam na nazwisko
Weasley.
~*~
Schodząc na ucztę, Rose czuła niemiłe
ssanie w żołądku. Wszyscy czekają na jakiś niesamowity dowcip, a to będzie
zwykła uczta. Zawiodą ich. Pewnie zniszczą wszystkim poucztowe balangi w
pokojach wspólnych. Brodaty Merlinie, co z niej za potwór. Powinna za karę
spędzić miesiąc, czyszcząc stopy domowym skrzatom. Oczywiście skrzaty nie
pozwoliłby sobie czyścić stóp. To dlatego ta kara jest taka straszna. Nie do
wykonania.
W sali czuło się nerwowe podniecenie.
Uczniowie zachowywali się, jakby za chwilę zza rogu miała wyskoczyć Umbridge w
stroju króliczka i masce Dumbledore'a. Albo chociaż coś w tym stylu.
Ale nie wyskoczyła.
Nauczyciele wydawali się być coraz
bardziej napięci wraz z upływem czasu. Siwa i pomarszczona profesor McGonagall
zaciskała nerwowo zęby, a profesor Longbottom posyłał ukradkowe spojrzenia w
stronę stołu Gryfonów.
Czas leciał i nic się nie działo. Lily
siedziała nieco dalej ze swoimi koleżankami z roku, Albus i Riley dyskutowali
zawzięcie o jakichś niezwykle ważnych sprawach z męskiego świata, a Rose
starała się utrzymywać rozmowę ze swoją przyjaciółką Laurel, która magicznie
się odnalazła, bo nikt nie widział jej od rana. Z nieznanych przyczyn miała na
sobie jedną ze spranych koszul Rileya. Hugo gdzieś wcięło.
Rose nie mogła jednak skupić się na
rewelacjach o Amandzie, która całowała się z Higgsem, a przecież chodzi z
Nottem i co jakiś czas rzucała ukradkowe spojrzenia w kierunku stołu Ślizgonów.
A od stołu Ślizgonów pewien blondyn
siedzący między Higgsem i Nottem rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku stołu
Gryfonów.
Kiedy Rose przez dłuższą chwilę nie reagowała,
Laurel spojrzała na nią jak bazyliszek. To podziałało.
– Co?
– Nie słuchasz mnie w ogóle! – stwierdziła
z wyrzutem Laurel. – Mogłabyś chociaż udawać, że cię to interesuje, wiesz, tak
z grzeczności, a nie ślinisz się do Malfoya.
Twarz Rose zrobiła się tak czerwona, jak
jej włosy.
– Nie ślinię się do Malfoya – wycedziła.
– Och – Laurel udała zaskoczenie. – No to
do kogo? Notta? Higgsa? O, na pewno do Zabiniego.
Rose spojrzała wymownie w sufit. Przez
lata zwalczała w sobie ten gen nienawiści do Ślizgonów, ale wciąż nie mogła się
przekonać do Zabiniego. Toż to gnida.
– Wiesz, że zawsze byłam fanką Flintów –
podjęła grę. – Spójrz tylko na nich. Dla niej mogłabym zmienić orientację. –
Pokiwała głową. Laurel zmierzyła rodzeństwo wzrokiem.
– W sumie gdyby zmienił fryzurę i przy
okazji się umył, to czemu nie. – Również pokiwała głową, a potem obie wydały z
siebie odgłos oznaczający obrzydzenie. – Uch, obiecaj, że nigdy więcej nie
pomyślimy pozytywnie o Flincie – poprosiła Laurel po chwili, robiąc
zniesmaczoną minę. Rose bardzo chętnie przytaknęła.
Dania zniknęły i podano desery. Laurel
pisnęła i nałożyła sobie miętowej tarty. Jej uwielbienie dla tego ciasta
wymykało się spod kontroli. Riley szybko poszedł w jej ślady, a Albus ostrożnie
tasował wzrokiem wszystkie smakołyki. Nikt nie wiedział, nad czym on się zawsze
tak długo zastanawia. Rose wybrała pudding waniliowy.
I wtedy to się stało.
Z rogów sali wystrzeliły masy
różnokolorowego konfetti. Z podłogi podniósł się dym, a do sali wbiegła grupka
chłopaków w za dużych bluzach, czapkach z daszkiem, w ciemnych okularach i ze
złotymi łańcuchami na szyjach. Pierwszy biegł wysoki, nieco pokracznie
stąpający rudzielec, którego dłonie zdobiły wielkie, złote, ciężkie
pierścienie.
– Galopujące gorgony – zaklęła Rose. – To
chyba nie…?
– Joł joł joł tu wasz ziomek Hugooooo! –
zawołał rudzielec magicznie wzmocnionym głosem.
Lily zakryła sobie usta, Rose schowała
twarz w dłoniach, a Albus z całej siły pacnął się w czoło. Laurel siedziała jak
skamieniała, za to Riley pokładał się ze śmiechu. Wątpliwym było, aby to wyczyn
Hugo tak go rozbawił.
– Ja się do niego na serio przestanę
przyznawać – wyszeptała Rose, a Laurel pokiwała głową ze zrozumieniem. Riley
dalej się zaśmiewał, więc Rose posłała mu miażdżące spojrzenie. – Zamknij się,
przygłupie.
Jeden z koleżków Hugo zapodał bit czy jak
to się mówi i zaczęli:
Nie nudzę się w Duchów Noc
Nie chowam głowy pod koc
Wychodzę na zamek
Bo to piękny poranek
I robimy zamieszanie
Na moje zawołanie!
– Poety to zdecydowanie z niego nie będzie
– zauważyła Rose, a wszyscy jej potaknęli, ale z nieznanych przyczyn cała sala
naprawdę dała się porwać i teraz bawili się razem z Hugo wiodącym prym:
– Ja mówię hej, wy mówicie joł! No dalej!
Heej…!
– JOŁ! – odkrzyknął mu praktycznie cały
Hogwart, łącznie z profesor McGonagall.
– Ja mówię Hugo, wy mówicie Weasley! HUGO!
– WEASLEY!
– Nie wierzę, że to się dzieje – przyznała
Rose, siedząc z otwartą buzią, ale nikt jej nie odpowiedział, bo wszyscy
dookoła już stali, krzycząc, tańcząc i bawiąc się.
Dynie, światła, latarenki
Z radia smętne płyną piosenki
Chodźmy wszyscy się zabawić
Póki możesz to mieć za nic
Wszyscy razem w rytmie skaczmy
Raz dwa trzy jak wywijają patrzmy
Każdy na parkiet teraz wychodzi
Nikomu to przecież nie zaszkodzi
A kto nie tańczy, teraz wychodzi
Takiemu to nawet Felicis nie dogodzi!
Nagle zewsząd uderzyła w nich muzyka,
najnowsze hity z Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Rozpoznała głos wokalistki
Bahanek. Momentalnie wszyscy się cofnęli, a stoły magicznie odjechały pod
ściany. Naprawdę zaczęli się bawić, mimo że z Hugo żaden raper. Rose nie kryła
podziwu i szoku. To albo Felix Felicis, albo charyzma, albo razem z tym dymem
rozpylił jakiś eliksir. No bo żeby nawet McGonagall…?
Ktoś złapał ją w pasie.
– Tutaj jesteś – usłyszała przy uchu
miękki głos. – Nie wiem jak ty – wciąż mówił do ucha, bo inaczej ciężko było
cokolwiek usłyszeć w tym hałasie – ale ja jestem z tych, co nie dogodzi im
Felicis. Chcesz iść ze mną?
Rose przytaknęła i wyszła za Scorpiusem.
Czuła się trochę źle, że opuszcza show brata, ale kompletnie nie czuła klimatu.
Hugo, któremu coś wychodzi i, jak widać, najwyraźniej używa zaawansowanych i
zsynchronizowanych, automatycznych zaklęć to zdecydowanie za dużo. Rozbolała ją
głowa.
– Idziemy do pokoju wspólnego? – spytała
Scorpiusa, przylegając do ściany Sali wejściowej, bo zaraz za nimi z Wielkiej
Sali wybiegło kilkoro pierwszoroczniaków i pognało w kierunku toalet,
wrzeszcząc:
– NAJLEPSZA. SZKOŁA. ŚWIAATAAA!!!
– Nie, przygotowałem coś lepszego –
odpowiedział Scorpius, kiedy dzieciaki zniknęły na schodach i wyjął z torby
pelerynę niewidkę. Rose zrobiła wielkie oczy.
– Ukradłeś Alowi pelerynę?
– Nie ukradłem, tylko pożyczyłem –
sprostował. – Zresztą on ukradł ją
Jamesowi.
– Pożyczył na czas roku szkolnego –
poprawiła go z dziwnym uśmiechem na twarzy. Scorpius narzucił na nich materiał
i skulił się, bo jego stopy trochę wystawały. Był tak blisko, że mogła czuć
jego zapach, ale usilnie się od tego powstrzymywała i patrzyła wprost przed
siebie, mimo że czuła jego wzrok na sobie.
Wyszli z zamku i przeszli przez błonia,
ale Rose zatrzymała się przed bramą zamku.
– Dlaczego chcesz wyjść? – zapytała
podejrzliwie.
– Zobaczysz, będzie zabawa.
To jej nie przekonało, ale postanowiła mu
zaufać i wyszli poza teren szkoły. Tam Scorpius rozkazał chwycić się za rękę, a
Rose – nie bez wahania – chwyciła ja mocno. Okręcili się trzy razy i poczuła
się, jakby ktoś ją przepychał przez bardzo wąską rurę. Spanikowała i omal nie
wypuściła ręki Scorpiusa, ale ten trzymał ją mocno.
– Na gacie Merlina, Malfoy – zapiszczała,
kiedy wylądowali. – Ostrzegaj czasem!
– Przecież nie mam prawka. W życiu byś mi
nie pozwoliła – oznajmił bezczelnie z wielkim uśmiechem na tej kretyńskiej
twarzy. Rose wymamrotała coś, co brzmiało dziwnie podobnie do „pieprzona
ślizgonska gnida”, a Scorpius uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Bez obaw, ty
możesz wracać.
Zaprowadził dziewczynę w jakiś leśny
zaułek i zdjął pelerynę. Schował ją do torby i wyjął z niej dwie czarne szmaty.
– Co ty knujesz? – spytała Rose podejrzliwie,
ale za odpowiedź musiał jej wystarczyć ten okropny uśmiech.
– Załóż to – rozkazał władczo Scorpius,
wciskając jej szmatę w ręce. Rozłożyła ją i przyjrzała się dokładnie. To była
postrzępiona czarna peleryna z kapturem. Spróbowała jeszcze raz wyciągnąć ze
Scorpiusa, o co mu chodzi.
– Idziemy po cukierki – przyznał
niechętnie.
– Cukierki? – zapytała zszokowana, ale już
nic nie powiedział. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach. – Zabierasz mnie
na trick or treat? Czy to nie jest zabawa dla dzieci? Do tego mugolska? – Wciąż
milczał. – Ojciec cię wydziedziczy.
Pod wpływem ciekawości włożyła pelerynę i
zarzuciła kaptur na głowę. Scorpius zrobił to samo. Wystawały mu buty. Wyszli
na dość tłoczną uliczkę, po której biegały dzieci w najróżniejszych ubraniach.
Noc była rześka, a powietrze orzeźwiające. Rose odetchnęła głęboko. W niemal
każdym oknie stała szczerząca zęby (nieraz w uśmiechu) dynia. Słychać było
rozmowy i śmiechy. Dwóch chłopców (na oko dziesięcioletnich) urządziło sobie
bitwę na cukierki. Rose i Scorpius ramię w ramię podeszli do najbliższego domu.
Scorpius wyjął z torby małe wiaderko z namalowaną dynią i zastukał do drzwi.
– Cukierek albo psikus! – przywitał się z
pewną nonszalancją w głosie i tym swoim głupim uśmiechem na twarzy. To kazało
się Rose zastanawiać, jaki byłby ten psikus i mimowolnie się uśmiechnęła.
Pulchna kobieta powitała ich wielkim
uśmiechem.
– Czy wy nie jesteście na to za duzi? –
zapytała słodkim głosem i wrzuciła do wiaderka garstkę cukierków. Rose się
uśmiechnęła.
– Odrobinkę – odpowiedziała, nim drzwi się
zamknęły.
Chodzili od domu do domu i z każdą
spotkaną osobą Rose podobało się coraz bardziej. Co jakiś czas siadali na
chodniku i wyjadali sporą część dotychczasowych zbiorów, dopóki nie rozbolały
ich zęby.
– Mugole robią całkiem dobre te cukierki –
przyznał Scorpius, wstając z chodnika.
Tuż przed nimi przebiegło dziecko i
potknęło się o niezawiązaną sznurówkę. Rose szybko do niego podeszła i
spróbowała je uspokoić, ale na jej widok dziewczynka rozpłakała się na dobre.
– Ćśś, ćśś, nie płacz – próbowała ją
uciszyć, ale robiła to nieporadnie. Po chwili podeszła matka, wzięła dziecko na
ręce i odeszła. – Czemu tak zareagowała? – spytała Scorpiusa, nieco przybita. –
Jestem straszna?
– Ależ skąd – zaprzeczył zdecydowanie. –
No może jak jesteś wkurzona.
Posłała mu miażdżące spojrzenie.
– Może po prostu widziała już kiedyś
dementora – zasugerował i Rose spojrzała po sobie.
~*~
Ostatnia garstka cukierków. Więcej już się
nie zmieści.
– To co? – zaczęła Rose. – Trzeba wracać?
U nas we wspólnym pewnie już balanga.
– Taa... – mruknął Scorpius. – U nas Nott
pewnie już leży pod stołem.
Rose beznadziejnie zachichotała. W tę
jedną noc w roku może sobie na to pozwolić.
– Ojciec wyrzuci mnie w końcu z domu –
westchnął Scorpius, a Rose pokiwała głową.
– Chciałabym móc powiedzieć, że jakby co
cię przechowam, ale wątpię, aby tata się zgodził. To by wymagało ciężkich
negocjacji. Ale Potterowie mają fajną piwnicę.
Uśmiechnął się.
– Jakby co, to dam znać – zapewnił i
pocałował Rose w czoło. Miejsce, którego dotknął, piekło jak przełyk po
Ognistej Whisky.
Nie żeby Rose piła Ognistą Whisky, no
gdzie tam.
Złapała go za rękę i ramię w ramię
zniknęli z cichym pyknięciem.
_____________________________________________________
Wiem, że to totalnie nieoryginalne i w ogóle poniżej poziomu i bez emocji i takie o sobie, ale te postacie tak długo żyły w mojej głowie i czekały na coming out, że musiałam coś napisać. Bo ja ich znam jak własną rodzinę, wszystko wiem, naprawdę. A ostatnio coś o Rose pisałam ze dwa lata temu i to było smutne.
Końcówka jest do dupy. Była lepsza, ale ją wywaliłam, bo nie miała sensu.
Nie miałam siły tego sprawdzać, więc przepraszam za błędy i zgrzyty.
Ten tekst mógł być trzy razy krótszy albo mogłam bardziej rozbudować cukierki, ale chciałam, żebyście mieli okazję poznać skład mojego Gangu z Hogwartu, bo jeszcze się pojawią. Nie raz i nie dwa. Nawet ta mała dziewczynka.
Trochę nie trzymam się kanonu, ale cóż zrobisz, skoro tak mi te postacie wyewoluowały. Podobno Lily i Hugo mieli być dwa lata młodsi od Rose i Albusa, ale dwa lata to za duża przepaść, więc ich postarzyłam. Poza tym mogliście wyłapać, że Gang nosi w większości mugolskie ubrania, a nie czarne szaty. Nieprzypadkowo. To coś jakby protest. Długa historia, kiedyś wam opowiem ;). Poza tym w tej historii Noc Duchów przypada na weekend, ale według moich obliczeń to powinien być wtorek (sprawdziłam w kalendarzu). Shit happens, Rowling też coś takiego zrobiła.
Aha i doprawiłam Alowi okulary.
Co to za Al bez okularów.
No.
Totalnie bez zobowiązań i na luzie - tak miało być, proszę bez pretensji.
(Tego też miałam nie publikować, ale szkoda marnować dziewięć stron maszynopisu. A może się komuś spodoba).
suuuper :3 zauroczyło mnie
OdpowiedzUsuńYay, Scorpius i Rose foreva! Ja w ogóle od dawna się przymierzam do napisania czegoś z Next Generation, ale na przymierzaniu raczej się kończy.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie wiem skąd się bierze irracjonalne przekonanie, że syn Malfoya jest dużo fajniejszy od swojego ojca, ale osobiście je podzielam. I kurde, ten shio jest tak chamsko narzucony prze Rowling, a i tak nie mogę go wyrzucić z mojej głowy. Ale to pewnie przez arty Virii. Tak, to na pewno, bo jej kanon jest moim kanonem bardziej niż ten Rowling (chociaż nad zastanawianiem się do jakich domów trafią młodzi zajęło mi wiele bezsennych nocy - sorry, ale nie lubię Gryfonów i chcę jak najwięcej z nich umieścić gdzieś indziej).
Opowiadanie świetne i przeurocze, fragment o lenistwie mój ulubiony!
Wiesz, że nie przepadam za Harrym Potterem.
OdpowiedzUsuńAle przepadam za twoimi pracami.
Luźne =\= złe, zapamiętaj. To było urocze. Proste, ale z pomysłem. Aprobuję i proszę nie narzekać więcej :p Hugo <<<<<
Jejku, jakie to ładne. Takie ciepłe i urocze i myślę, że w październiku, żeby bardziej pasowało klimatem, jeszcze raz je przeczytam. Śliczne. Bardzo lubię opowiadania o nowym pokoleniu, a zwłaszcza z wątkiem Scorpius/Rose. Miałam szeroki uśmiech na twarzy, czytając tekst piosenki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawi się coś o tej paczce :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest świetne *-*
OdpowiedzUsuńI nawet jeśli mogłaś rozbudować końcówkę i twierdzisz, że to jest takie mdłe lub bez emocji - to powiem Ci, że potrafisz wprowadzać w klimat. Serio, może i nie piszczałam z radośći, ale poczułam się, jakbym znowu była w Hogwarcie.
To tyle, mam nadzieję, że moja wypowiedź ma sens
Endżi
CZY TA MAŁA DZIEWCZYNKA TO DZIEWCZYNKA O KTÓREJ MYŚLĘ?!
OdpowiedzUsuń❤. ❤!
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤
Ojej :D. Cześć!
UsuńA PYTANIE Z CZERWCA CHYBA MOGĘ JUŻ POTWIERDZIĆ. TAK.
Bez emocji? Nieoryginalne? Co ty za bzdury wypisujesz pod tak przyjemnym opowiadaniem!
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, dlaczego nie ma tu mojego komentarza. Przecież to czytałam i pamiętam dosyć dobrze!
Końcówka jest fajna moim skromnym zdaniem, chociaż jestem ciekawa, jak to oryginalnie zakońćzyłaś...
Co tu dużo pisać: dobre, luźne opowidanie wywołujące uśmiech na twarzy <3
Hej...
Joł!
<3
Słońce, ja ci dokładnie powiem, co się działo w poprzedniej końcówce :). Scorpius całował Rose tak normalnie, po ludzku. Była bardzo ładnie napisana, ale stwierdziłam, że hej - co jeśli zrobię z tego serię? nie powieść, bo nie mam na to czasu, ale serię krótkich opek, dzięki temu pokażę całe ich życie, prawda? Więc wywaliłam jakieś pięć stron tekstu.
UsuńNo i tak sobie to piszę, z większymi przerwami, niż planowałam, ale robię, może kiedyś uznam, że dość, a może nie :).
Oooo, to rzeczywiście zmiana na lepsze! Nawet nie chcę sobie wyobrażać świata bez twojej cudownej serii :o
Usuń