23.7.15

Ta jedna noc w roku [GH]

[Fan fiction: Harry Potter, nowe pokolenie]
Noc Duchów jest super. Naprawdę. Pod warunkiem, że jest się maksymalnie na czwartym roku. Hogwart ma świetny klimat, idealny dla tego święta, dynie prezentują się wspaniale, a panoszące się wszędzie duchy potrafią przyprawić o dreszcz. Ale po sześciu latach to robi się nudne. Gryfoni (i jeden Ślizgon z przypadku) z szóstej i siódmej klasy czekali właściwie tylko na wyżerkę. Bądźmy szczerzy. Jedzenie w Hogwarcie mają przepyszne.
Zazwyczaj wesoła ferajna rozwaliła się na fotelach przy kominku w pokoju wspólnym i marnowała popołudnie.
– Jaak mi się nic nieee chcee – zawyła śliczna Lily Potter, która siedziała w poprzek fotela i machała stopami w różowych skarpetkach przed twarzą swojego brata, Albusa. – Czuję się jak gumochłon.
– Znam to uczucie – przytaknął Albus, półleżąc na kanapie i bawiąc się okularami. – Ostatnio byłem tak bardzo do niczego, kiedy przegrałem zakład i musiałem prać ręcznie skarpetki Jamesa.
Siedząca na dywanie w swojej truskawkowej piżamie Rose Weasley prychnęła, co można uznać za coś na kształt śmiechu. Lily zamierzała właśnie zrobić bratu wykład, że to kompletnie inny rodzaj gumochłoństwa, ale przerwał jej zajmujący miejsce obok Albusa Hugo:
– Nie mogę tak siedzieć – wydyszał i uniósł się na sofie. – Muszę coś zrobić. Może chociaż wytniemy jeszcze jakiś numer? Zdążymy coś przygotować.
Słysząc to, Rose się położyła.
– A może uczcimy ten dzień w sposób gumochłonowy? – zaproponowała z twarzą w dywanie. Milczący dotąd Scorpius Malfoy ją poparł:
– Tak, wszyscy przebierzmy się w piżamy i połóżmy na dywanie. – Zamyślił się na chwilę. – Albo nie, bo będę musiał w tej piżamie wracać przez cały zamek.
Nikomu nawet nie chciało się go uświadamiać, że może się przebrać w wieży Gryffindoru.
Takie nicnierobienie było zarezerwowane dla wyjątkowo upalnych letnich dni, kiedy można tylko leżeć nad brzegiem jeziora i przez cały dzień obserwować chłopaków drażniących wielką kałamarnicę. Noc Duchów zasługiwała na szczególne traktowanie, ale już od dłuższego czasu zgraja popadała w coraz większe lenistwo. Od czasu do czasu potrafili się zdobyć tylko na odrabianie zadań domowych. Nawet Rose nie przykładała się ostatnio do nauki. Przyczyna tego stanu mogła leżeć w groźbie niedługich egzaminów i, o zgrozo, DOROSŁOŚCI. Można, a nawet należy przypuszczać, że strach przed tym po prostu ich paraliżował. Oczywiście, Lily i Hugo mieli jeszcze rok wolności. Oni są po prostu leniwi z natury.
Pewnego wieczora, kiedy Rose pociła się nad wyjątkowo trudnym esejem dla Slughorne'a, Albus postanowił go nie pisać, tylko użalać się nad sobą.
– Ja nie zdam – zaczął optymistycznie. – Zostanę czarną owcą. Matka mnie przeklnie. A potem spłonę na stosie.
– Nie dramatyzuj – pocieszyła go Rose. – Tatuśkowie nawet nie podeszli do OWUTEM-ów i robią za grube ryby w ministerstwie.
Albus uniósł brew i spojrzał na nią wymownie.
– Och, no dobra – przyznała, odkładając pióro. – Może my też pokonamy jakiegoś beznosego dziadka, to też nie będziemy musieli tego pisać?
Albus nadal na nią patrzył.
– Merlinie, jaki ty jesteś wnerwiający – wymamrotała. – Czym ty się martwisz w ogóle? James zdał bardzo dobrze, a ty sobie nie poradzisz? Ty tu jesteś mózgowiec przecież.
To mu bardzo poprawiło humor i nie wracali już do tego tematu. Czasem tylko słyszała, jak mamrocze nad książkami "James dał radę, to ty też. Skup się!".
Odkąd Noc Duchów przestała ich fascynować sama w sobie, starali się ubarwiać nieco ucztę. Zaczęło się niewinnie, jeszcze za niepodzielnych rządów Jamesa, kiedy byli mali i smarkaci. Włamali się do kuchni i dosypali przypraw do soku dyniowego. Klasyk, ale mina profesor McGonagall po wypiciu ich specjalnej wersji soku to bezcenne wspomnienie.
O tak, James Syriusz Potter zdecydowanie ich wszystkich zdemoralizował. A matki tak się modliły, żeby to się nie stało.
Z roku na rok ich wyczyny były coraz bardziej karkołomne, a w zeszłym roku zaangażowali do akcji nawet Slughorne'a. Nie mówi się o tym, co się działo, ale wierzcie mi. To wydarzenie zmieniło wszystkich na sali.
I tak się stało, że James przestał wieść prym nad młodymi szczeniakami. Ale nie martwcie się. Kółeczko jego wiernych fanek nigdy nie zmalało, wręcz przeciwnie. I wydaje się, że jego też to nie martwiło.
W tym roku wszyscy w szkole drżeli na myśl, co też znowu wymyślą "ci od Slughorne'a" (jakby nie wiedzieli, kto to zrobił), ale oni nic nie wymyślili. Po prostu od dobrych dwóch godzin tak leżeli na tych kanapach.
Ktoś zasłonił im widok palącego się ognia, więc mimowolnie spojrzeli. Niski, niższy niż Rose (wyczyn, serio), chłopak w powycieranych i poplamionych farbą spodniach trzymał w ręce paczkę jakichś chrupek z tej wzorowanej na Weasleyów gałęzi miodowego królestwa (etykieta głosiła, że skutki uboczne to brak skutków ubocznych) i gapił się na nich z niedowierzaniem.
– Riley, słońce, rusz kuperek, bo mi światło kradniesz – poprosiła niespodziewanie żywotnie Lily. Nie posłuchał.
– Co tu się...
– Nic, nie widzisz? – warknęła Rose. – Kontemplujemy sens życia.
– Lepiej mi powiedz, Weasley, jaki masz plan na dzisiaj. I czemu masz na sobie piżamę. – Zmierzył ją Riley. Miał niewesołą minę.
– Nie mam planu. Tak ich wszystkich zaskoczę! – zawołała wesoło.
– Weasley – zaczął dyplomatyczne Riley.
– Roger – przerwała mu Rose tym samym tonem i  zaraz go zmieniła na bardziej gumochłonowaty. – Daj mi spokój, przygłupie. Odpoczywam. Zrobiłam wszystkie lekcje na poniedziałek, mam fajrant.
– Ej, gdzie jest Hugo? – odezwała się nagle Lily, rozglądając się. Wszyscy popatrzyli po sobie. Rose wzruszyła ramionami.
– Jeśli o mnie chodzi, to nie tęsknię.
I wyrwała Rileyowi chrupki.
– Osobiście nie radzę jeść zielonych – ostrzegł lojalnie Scorpius, a Rose uważnie przyjrzała się różowej kulce, wzruszyła ramionami i wyrzuciła do ust. Lily patrzyła zdegustowana.
– Nie patrz tak na mnie, mam na nazwisko Weasley.
~*~
Schodząc na ucztę, Rose czuła niemiłe ssanie w żołądku. Wszyscy czekają na jakiś niesamowity dowcip, a to będzie zwykła uczta. Zawiodą ich. Pewnie zniszczą wszystkim poucztowe balangi w pokojach wspólnych. Brodaty Merlinie, co z niej za potwór. Powinna za karę spędzić miesiąc, czyszcząc stopy domowym skrzatom. Oczywiście skrzaty nie pozwoliłby sobie czyścić stóp. To dlatego ta kara jest taka straszna. Nie do wykonania.
W sali czuło się nerwowe podniecenie. Uczniowie zachowywali się, jakby za chwilę zza rogu miała wyskoczyć Umbridge w stroju króliczka i masce Dumbledore'a. Albo chociaż coś w tym stylu.
Ale nie wyskoczyła.
Nauczyciele wydawali się być coraz bardziej napięci wraz z upływem czasu. Siwa i pomarszczona profesor McGonagall zaciskała nerwowo zęby, a profesor Longbottom posyłał ukradkowe spojrzenia w stronę stołu Gryfonów.
Czas leciał i nic się nie działo. Lily siedziała nieco dalej ze swoimi koleżankami z roku, Albus i Riley dyskutowali zawzięcie o jakichś niezwykle ważnych sprawach z męskiego świata, a Rose starała się utrzymywać rozmowę ze swoją przyjaciółką Laurel, która magicznie się odnalazła, bo nikt nie widział jej od rana. Z nieznanych przyczyn miała na sobie jedną ze spranych koszul Rileya. Hugo gdzieś wcięło.
Rose nie mogła jednak skupić się na rewelacjach o Amandzie, która całowała się z Higgsem, a przecież chodzi z Nottem i co jakiś czas rzucała ukradkowe spojrzenia w kierunku stołu Ślizgonów.
A od stołu Ślizgonów pewien blondyn siedzący między Higgsem i Nottem rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku stołu Gryfonów.
Kiedy Rose przez dłuższą chwilę nie reagowała, Laurel spojrzała na nią jak bazyliszek. To podziałało.
– Co?
– Nie słuchasz mnie w ogóle! – stwierdziła z wyrzutem Laurel. – Mogłabyś chociaż udawać, że cię to interesuje, wiesz, tak z grzeczności, a nie ślinisz się do Malfoya.
Twarz Rose zrobiła się tak czerwona, jak jej włosy.
– Nie ślinię się do Malfoya – wycedziła.
– Och – Laurel udała zaskoczenie. – No to do kogo? Notta? Higgsa? O, na pewno do Zabiniego.
Rose spojrzała wymownie w sufit. Przez lata zwalczała w sobie ten gen nienawiści do Ślizgonów, ale wciąż nie mogła się przekonać do Zabiniego. Toż to gnida.
– Wiesz, że zawsze byłam fanką Flintów – podjęła grę. – Spójrz tylko na nich. Dla niej mogłabym zmienić orientację. – Pokiwała głową. Laurel zmierzyła rodzeństwo wzrokiem.
– W sumie gdyby zmienił fryzurę i przy okazji się umył, to czemu nie. – Również pokiwała głową, a potem obie wydały z siebie odgłos oznaczający obrzydzenie. – Uch, obiecaj, że nigdy więcej nie pomyślimy pozytywnie o Flincie – poprosiła Laurel po chwili, robiąc zniesmaczoną minę. Rose bardzo chętnie przytaknęła.
Dania zniknęły i podano desery. Laurel pisnęła i nałożyła sobie miętowej tarty. Jej uwielbienie dla tego ciasta wymykało się spod kontroli. Riley szybko poszedł w jej ślady, a Albus ostrożnie tasował wzrokiem wszystkie smakołyki. Nikt nie wiedział, nad czym on się zawsze tak długo zastanawia. Rose wybrała pudding waniliowy.
I wtedy to się stało.
Z rogów sali wystrzeliły masy różnokolorowego konfetti. Z podłogi podniósł się dym, a do sali wbiegła grupka chłopaków w za dużych bluzach, czapkach z daszkiem, w ciemnych okularach i ze złotymi łańcuchami na szyjach. Pierwszy biegł wysoki, nieco pokracznie stąpający rudzielec, którego dłonie zdobiły wielkie, złote, ciężkie pierścienie.
– Galopujące gorgony – zaklęła Rose. – To chyba nie…?
– Joł joł joł tu wasz ziomek Hugooooo! – zawołał rudzielec magicznie wzmocnionym głosem.
Lily zakryła sobie usta, Rose schowała twarz w dłoniach, a Albus z całej siły pacnął się w czoło. Laurel siedziała jak skamieniała, za to Riley pokładał się ze śmiechu. Wątpliwym było, aby to wyczyn Hugo tak go rozbawił.
– Ja się do niego na serio przestanę przyznawać – wyszeptała Rose, a Laurel pokiwała głową ze zrozumieniem. Riley dalej się zaśmiewał, więc Rose posłała mu miażdżące spojrzenie. – Zamknij się, przygłupie.
Jeden z koleżków Hugo zapodał bit czy jak to się mówi i zaczęli:
Nie nudzę się w Duchów Noc
Nie chowam głowy pod koc
Wychodzę na zamek
Bo to piękny poranek
I robimy zamieszanie
Na moje zawołanie!
– Poety to zdecydowanie z niego nie będzie – zauważyła Rose, a wszyscy jej potaknęli, ale z nieznanych przyczyn cała sala naprawdę dała się porwać i teraz bawili się razem z Hugo wiodącym prym:
– Ja mówię hej, wy mówicie joł! No dalej! Heej…!
– JOŁ! – odkrzyknął mu praktycznie cały Hogwart, łącznie z profesor McGonagall.
– Ja mówię Hugo, wy mówicie Weasley! HUGO!
– WEASLEY!
– Nie wierzę, że to się dzieje – przyznała Rose, siedząc z otwartą buzią, ale nikt jej nie odpowiedział, bo wszyscy dookoła już stali, krzycząc, tańcząc i bawiąc się.
Dynie, światła, latarenki
Z radia smętne płyną piosenki
Chodźmy wszyscy się zabawić
Póki możesz to mieć za nic
Wszyscy razem w rytmie skaczmy
Raz dwa trzy jak wywijają patrzmy
Każdy na parkiet teraz wychodzi
Nikomu to przecież nie zaszkodzi
A kto nie tańczy, teraz wychodzi
Takiemu to nawet Felicis nie dogodzi!
Nagle zewsząd uderzyła w nich muzyka, najnowsze hity z Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Rozpoznała głos wokalistki Bahanek. Momentalnie wszyscy się cofnęli, a stoły magicznie odjechały pod ściany. Naprawdę zaczęli się bawić, mimo że z Hugo żaden raper. Rose nie kryła podziwu i szoku. To albo Felix Felicis, albo charyzma, albo razem z tym dymem rozpylił jakiś eliksir. No bo żeby nawet McGonagall…?
Ktoś złapał ją w pasie.
– Tutaj jesteś – usłyszała przy uchu miękki głos. – Nie wiem jak ty – wciąż mówił do ucha, bo inaczej ciężko było cokolwiek usłyszeć w tym hałasie – ale ja jestem z tych, co nie dogodzi im Felicis. Chcesz iść ze mną?
Rose przytaknęła i wyszła za Scorpiusem. Czuła się trochę źle, że opuszcza show brata, ale kompletnie nie czuła klimatu. Hugo, któremu coś wychodzi i, jak widać, najwyraźniej używa zaawansowanych i zsynchronizowanych, automatycznych zaklęć to zdecydowanie za dużo. Rozbolała ją głowa.
– Idziemy do pokoju wspólnego? – spytała Scorpiusa, przylegając do ściany Sali wejściowej, bo zaraz za nimi z Wielkiej Sali wybiegło kilkoro pierwszoroczniaków i pognało w kierunku toalet, wrzeszcząc:
– NAJLEPSZA. SZKOŁA. ŚWIAATAAA!!!
– Nie, przygotowałem coś lepszego – odpowiedział Scorpius, kiedy dzieciaki zniknęły na schodach i wyjął z torby pelerynę niewidkę. Rose zrobiła wielkie oczy.
– Ukradłeś Alowi pelerynę?
– Nie ukradłem, tylko pożyczyłem – sprostował.  – Zresztą on ukradł ją Jamesowi.
– Pożyczył na czas roku szkolnego – poprawiła go z dziwnym uśmiechem na twarzy. Scorpius narzucił na nich materiał i skulił się, bo jego stopy trochę wystawały. Był tak blisko, że mogła czuć jego zapach, ale usilnie się od tego powstrzymywała i patrzyła wprost przed siebie, mimo że czuła jego wzrok na sobie.
Wyszli z zamku i przeszli przez błonia, ale Rose zatrzymała się przed bramą zamku.
– Dlaczego chcesz wyjść? – zapytała podejrzliwie.
– Zobaczysz, będzie zabawa.
To jej nie przekonało, ale postanowiła mu zaufać i wyszli poza teren szkoły. Tam Scorpius rozkazał chwycić się za rękę, a Rose – nie bez wahania – chwyciła ja mocno. Okręcili się trzy razy i poczuła się, jakby ktoś ją przepychał przez bardzo wąską rurę. Spanikowała i omal nie wypuściła ręki Scorpiusa, ale ten trzymał ją mocno.
– Na gacie Merlina, Malfoy – zapiszczała, kiedy wylądowali. – Ostrzegaj czasem!
– Przecież nie mam prawka. W życiu byś mi nie pozwoliła – oznajmił bezczelnie z wielkim uśmiechem na tej kretyńskiej twarzy. Rose wymamrotała coś, co brzmiało dziwnie podobnie do „pieprzona ślizgonska gnida”, a Scorpius uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Bez obaw, ty możesz wracać.
Zaprowadził dziewczynę w jakiś leśny zaułek i zdjął pelerynę. Schował ją do torby i wyjął z niej dwie czarne szmaty.
– Co ty knujesz? – spytała Rose podejrzliwie, ale za odpowiedź musiał jej wystarczyć ten okropny uśmiech.
– Załóż to – rozkazał władczo Scorpius, wciskając jej szmatę w ręce. Rozłożyła ją i przyjrzała się dokładnie. To była postrzępiona czarna peleryna z kapturem. Spróbowała jeszcze raz wyciągnąć ze Scorpiusa, o co mu chodzi.
– Idziemy po cukierki – przyznał niechętnie.
– Cukierki? – zapytała zszokowana, ale już nic nie powiedział. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach. – Zabierasz mnie na trick or treat? Czy to nie jest zabawa dla dzieci? Do tego mugolska? – Wciąż milczał. – Ojciec cię wydziedziczy.
Pod wpływem ciekawości włożyła pelerynę i zarzuciła kaptur na głowę. Scorpius zrobił to samo. Wystawały mu buty. Wyszli na dość tłoczną uliczkę, po której biegały dzieci w najróżniejszych ubraniach. Noc była rześka, a powietrze orzeźwiające. Rose odetchnęła głęboko. W niemal każdym oknie stała szczerząca zęby (nieraz w uśmiechu) dynia. Słychać było rozmowy i śmiechy. Dwóch chłopców (na oko dziesięcioletnich) urządziło sobie bitwę na cukierki. Rose i Scorpius ramię w ramię podeszli do najbliższego domu. Scorpius wyjął z torby małe wiaderko z namalowaną dynią i zastukał do drzwi.
– Cukierek albo psikus! – przywitał się z pewną nonszalancją w głosie i tym swoim głupim uśmiechem na twarzy. To kazało się Rose zastanawiać, jaki byłby ten psikus i mimowolnie się uśmiechnęła.
Pulchna kobieta powitała ich wielkim uśmiechem.
– Czy wy nie jesteście na to za duzi? – zapytała słodkim głosem i wrzuciła do wiaderka garstkę cukierków. Rose się uśmiechnęła.
– Odrobinkę – odpowiedziała, nim drzwi się zamknęły.
Chodzili od domu do domu i z każdą spotkaną osobą Rose podobało się coraz bardziej. Co jakiś czas siadali na chodniku i wyjadali sporą część dotychczasowych zbiorów, dopóki nie rozbolały ich zęby.
– Mugole robią całkiem dobre te cukierki – przyznał Scorpius, wstając z chodnika.
Tuż przed nimi przebiegło dziecko i potknęło się o niezawiązaną sznurówkę. Rose szybko do niego podeszła i spróbowała je uspokoić, ale na jej widok dziewczynka rozpłakała się na dobre.
– Ćśś, ćśś, nie płacz – próbowała ją uciszyć, ale robiła to nieporadnie. Po chwili podeszła matka, wzięła dziecko na ręce i odeszła. – Czemu tak zareagowała? – spytała Scorpiusa, nieco przybita. – Jestem straszna?
– Ależ skąd – zaprzeczył zdecydowanie. – No może jak jesteś wkurzona.
Posłała mu miażdżące spojrzenie.
– Może po prostu widziała już kiedyś dementora – zasugerował i Rose spojrzała po sobie.
~*~
Ostatnia garstka cukierków. Więcej już się nie zmieści.
– To co? – zaczęła Rose. – Trzeba wracać? U nas we wspólnym pewnie już balanga.
– Taa... – mruknął Scorpius. – U nas Nott pewnie już leży pod stołem.
Rose beznadziejnie zachichotała. W tę jedną noc w roku może sobie na to pozwolić.
– Ojciec wyrzuci mnie w końcu z domu – westchnął Scorpius, a Rose pokiwała głową.
– Chciałabym móc powiedzieć, że jakby co cię przechowam, ale wątpię, aby tata się zgodził. To by wymagało ciężkich negocjacji. Ale Potterowie mają fajną piwnicę.
Uśmiechnął się.
– Jakby co, to dam znać – zapewnił i pocałował Rose w czoło. Miejsce, którego dotknął, piekło jak przełyk po Ognistej Whisky.
Nie żeby Rose piła Ognistą Whisky, no gdzie tam.
Złapała go za rękę i ramię w ramię zniknęli z cichym pyknięciem.

_____________________________________________________
Wiem, że to totalnie nieoryginalne i w ogóle poniżej poziomu i bez emocji i takie o sobie, ale te postacie tak długo żyły w mojej głowie i czekały na coming out, że musiałam coś napisać. Bo ja ich znam jak własną rodzinę, wszystko wiem, naprawdę. A ostatnio coś o Rose pisałam ze dwa lata temu i to było smutne.
Końcówka jest do dupy. Była lepsza, ale ją wywaliłam, bo nie miała sensu.
Nie miałam siły tego sprawdzać, więc przepraszam za błędy i zgrzyty.
Ten tekst mógł być trzy razy krótszy albo mogłam bardziej rozbudować cukierki, ale chciałam, żebyście mieli okazję poznać skład mojego Gangu z Hogwartu, bo jeszcze się pojawią. Nie raz i nie dwa. Nawet ta mała dziewczynka.
Trochę nie trzymam się kanonu, ale cóż zrobisz, skoro tak mi te postacie wyewoluowały. Podobno Lily i Hugo mieli być dwa lata młodsi od Rose i Albusa, ale dwa lata to za duża przepaść, więc ich postarzyłam. Poza tym mogliście wyłapać, że Gang nosi w większości mugolskie ubrania, a nie czarne szaty. Nieprzypadkowo. To coś jakby protest. Długa historia, kiedyś wam opowiem ;). Poza tym w tej historii Noc Duchów przypada na weekend, ale według moich obliczeń to powinien być wtorek (sprawdziłam w kalendarzu). Shit happens, Rowling też coś takiego zrobiła.
Aha i doprawiłam Alowi okulary.
Co to za Al bez okularów.
No.
Totalnie bez zobowiązań i na luzie - tak miało być, proszę bez pretensji.
(Tego też miałam nie publikować, ale szkoda marnować dziewięć stron maszynopisu. A może się komuś spodoba).

11 komentarzy :

  1. suuuper :3 zauroczyło mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay, Scorpius i Rose foreva! Ja w ogóle od dawna się przymierzam do napisania czegoś z Next Generation, ale na przymierzaniu raczej się kończy.
    W ogóle nie wiem skąd się bierze irracjonalne przekonanie, że syn Malfoya jest dużo fajniejszy od swojego ojca, ale osobiście je podzielam. I kurde, ten shio jest tak chamsko narzucony prze Rowling, a i tak nie mogę go wyrzucić z mojej głowy. Ale to pewnie przez arty Virii. Tak, to na pewno, bo jej kanon jest moim kanonem bardziej niż ten Rowling (chociaż nad zastanawianiem się do jakich domów trafią młodzi zajęło mi wiele bezsennych nocy - sorry, ale nie lubię Gryfonów i chcę jak najwięcej z nich umieścić gdzieś indziej).
    Opowiadanie świetne i przeurocze, fragment o lenistwie mój ulubiony!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że nie przepadam za Harrym Potterem.
    Ale przepadam za twoimi pracami.
    Luźne =\= złe, zapamiętaj. To było urocze. Proste, ale z pomysłem. Aprobuję i proszę nie narzekać więcej :p Hugo <<<<<

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, jakie to ładne. Takie ciepłe i urocze i myślę, że w październiku, żeby bardziej pasowało klimatem, jeszcze raz je przeczytam. Śliczne. Bardzo lubię opowiadania o nowym pokoleniu, a zwłaszcza z wątkiem Scorpius/Rose. Miałam szeroki uśmiech na twarzy, czytając tekst piosenki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawi się coś o tej paczce :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież to jest świetne *-*
    I nawet jeśli mogłaś rozbudować końcówkę i twierdzisz, że to jest takie mdłe lub bez emocji - to powiem Ci, że potrafisz wprowadzać w klimat. Serio, może i nie piszczałam z radośći, ale poczułam się, jakbym znowu była w Hogwarcie.
    To tyle, mam nadzieję, że moja wypowiedź ma sens
    Endżi

    OdpowiedzUsuń
  6. CZY TA MAŁA DZIEWCZYNKA TO DZIEWCZYNKA O KTÓREJ MYŚLĘ?!

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Ojej :D. Cześć!
      A PYTANIE Z CZERWCA CHYBA MOGĘ JUŻ POTWIERDZIĆ. TAK.

      Usuń
  8. Bez emocji? Nieoryginalne? Co ty za bzdury wypisujesz pod tak przyjemnym opowiadaniem!
    Nie mam pojęcia, dlaczego nie ma tu mojego komentarza. Przecież to czytałam i pamiętam dosyć dobrze!
    Końcówka jest fajna moim skromnym zdaniem, chociaż jestem ciekawa, jak to oryginalnie zakońćzyłaś...
    Co tu dużo pisać: dobre, luźne opowidanie wywołujące uśmiech na twarzy <3
    Hej...
    Joł!
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońce, ja ci dokładnie powiem, co się działo w poprzedniej końcówce :). Scorpius całował Rose tak normalnie, po ludzku. Była bardzo ładnie napisana, ale stwierdziłam, że hej - co jeśli zrobię z tego serię? nie powieść, bo nie mam na to czasu, ale serię krótkich opek, dzięki temu pokażę całe ich życie, prawda? Więc wywaliłam jakieś pięć stron tekstu.
      No i tak sobie to piszę, z większymi przerwami, niż planowałam, ale robię, może kiedyś uznam, że dość, a może nie :).

      Usuń
    2. Oooo, to rzeczywiście zmiana na lepsze! Nawet nie chcę sobie wyobrażać świata bez twojej cudownej serii :o

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka